23 września, 2013

Sewing a Wedding Gown (part 3): Final result + corrections


I'm aware I should be more consequent while starting sewing series. I will remember about that if I ever make any in future. Well, I can only aplogize for a delay and share with you the last 3rd part of my Sewing a Wedding Gown post. I previously planned to reveal more professional pictures of this gown, but I'll try to present it to you the best I can, with all that I've got today. Let's start, shall we?
* * *
Wiem, że powinnam być bardziej konsekwentna, kiedy rozpoczynam serię postów na dany temat. Na pewno będę o tym pamiętać, jeśli jeszcze kiedyś taką przeprowadzę. Cóż, mogę tylko przeprosić za opóźnienie i podzielić się z Wami ostatnim 3-cim postem z Szycia Sukni Weselnej. Początkowo planowałam opublikować bardziej profesjonalne zdjęcia całej kreacji, ale postaram się Wam ją zaprezentować najlepiej jak potrafię, z tym co mam na dzień dzisiejszy. A więc zacznijmy.


20 września, 2013

My new sewing corner...



Not that I had no sewing space at all. It's just like that, when you lead your life like I do - still on a suitcase - everything is usually "temporary", even sewing mashine table. A piece of furniture I actually treated as a desk, was simply a common table, which honestly was suitable for a coffee mug at most :-P I sometimes had to make huge exercises to put my foot on a mashine kick-starter, unnaturally camber my body into position resembling the letter C and make efforts to do "sewing-alike" activity. You might have tried not to laugh seeing me during those curious gimanstics. Unfortunatelly, my backbone wasn't amused at all.
* * *
Nie, żebym w ogóle nie miała miejsca do szycia. Tyle tylko, że żyjąc tak ja - wciąż na walizkach - wszystko jest zwykle "tymczasowe", nawet stół pod maszynę do szycia. To, co służyło mi jako biurko było zwykłym stolikiem, który nadawał się jedynie jako blat pod kubek z kawą :-P Musiałam się nieraz dobrze nagimnastykować, żeby trafić stopą w rozrusznik maszyny, zgiąć się nienaturalnie w pozycję przypominającą literę C i w ten sposób usiłować wykonywać czynność "szycio-podobną". Każdy, kto mi się wtedy przyglądał podczas tej kuriozalnej gimnastyki, musiał z całych sił starać się nie śmiać z tego, co wtedy sobą przypominałam. Niestety, mojemu kręgosłupowi nie było wcale do śmiechu.